Aneta: Dziękuję, że zgodziłeś się na rozmowę. Może na samym początku powiesz, na jakich instrumentach grasz i jak długo zajmujesz się muzyką?
Szymon: Historię z muzyką rozpocząłem w towarzystwie wiolonczeli w 7 roku życia. To właśnie wtedy rodzice zapisali mnie do szkoły muzycznej. Później doszła nauka gry na gitarze, a konkretnie na basie.
Aneta: Czyli gry na wiolonczeli nauczyłeś się w szkole muzycznej, a co z resztą instrumentów?
Szymon: Tak, 11 lat uczyłem się gry na wiolonczeli w szkole muzycznej, później doszła 5-letnia nauka gry na fortepianie i ostatecznie gitara, na której z kolei uczyłem się grać samodzielnie.
Aneta: Który instrument sprawił Ci największe trudności, jeśli chodzi o naukę gry na nim?
Szymon: Gra na wiolonczeli była zdecydowanie najtrudniejsza, w końcu to jeden z najbardziej wymagających instrumentów na świecie. W porównaniu do wiolonczeli, nauka gry na gitarze była błahostką.
Aneta: Wiem, że grasz w zespole. Możesz nam coś o nim opowiedzieć?
Szymon: W swojej karierze często zmieniałem zespoły, ale obecnie gram w You're Welcome wspólnie z Marianem Kucharskim i Mateuszem Koszutem. Staramy się tworzyć coś fajnego. To wszystko zaczęło się od takich naprawdę niewinnych pogrywań w parku, aż w końcu przerodziło się w coś poważniejszego. Powstał band i tak już zostało do dziś.
Aneta: Można Was gdzieś regularnie posłuchać? Czy to jeszcze nie ten etap, w którym możecie swobodnie koncertować?
Szymon: Raczej gramy spontanicznie, więc o regularnych występach nie ma mowy, przynajmniej na razie. Póki co, przygotowujemy się z Marianem do występu w „Must be the music”. Pojedziemy do Katowic na casting, a co będzie na miejscu, czas pokaże. Tak właściwie to chyba nie powinienem o tym mówić! <śmiech>
Aneta: Można się jakoś jednoznacznie określić rodzaj muzyki, jaki gracie?
Szymon: Ciężko powiedzieć. Jest to na pewno muzyka alternatywna, jazz połączony z rockiem. Jakby się tak dłużej nad tym zastanowić, to w sumie wychodzi mieszanka wszystkiego.
Aneta: Macie na swoim koncie już jakieś własne utwory?
Szymon: Pewnie! Około czterech utworów, może pięciu. To wciąż mało, ale głównie aranżujemy istniejące już utwory, grając po prostu covery.
Aneta: Wiążesz swoją przyszłość z muzyką?
Szymon: Nie wyobrażam sobie swojej przyszłości bez muzyki! Nie lubię chodzić do szkoły! <śmiech> A tak na poważnie, to... zwyczajnie tak. Całe życie poświęciłem muzyce, chęci mam ogromne i mam nadzieję, że kiedyś się wybiję, a potem zacznę grać na poważnie.
Aneta: Masz jakieś szczególne osiągnięcia muzyczne?
Szymon: Było tego trochę. Głównie ogólnopolskie konkursy, 3 miejsce i 1 miejsce.
Aneta: A skąd w ogóle wzięła się Twoja fascynacja muzyką?
Szymon: Muzyką interesowałem się od zawsze. Moi rodzice mnie szkolili praktycznie od dziecka, odkąd zacząłem mówić. Tata kazał grać mi wyznaczone przez siebie melodie na fortepianie, zapamiętywać dźwięki, starać się je naśladować. Później rodzice zapisali mnie do szkoły muzycznej. Na samym początku wolałem uczyć się gry na gitarze, ale zapisali mnie na wiolonczelę, natomiast fortepian uplasował się na drugiej pozycji, jako instrument dodatkowy. Ja nawet nie wiedziałem, jak wygląda ta wiolonczela! Dopiero po rozpoczęciu nauki poznałem ten instrument, ale nie żałuję poświęconego czasu, to wszystko było tego warte.
Aneta: Czy chodzenie do szkoły muzycznej w jakiś sposób kolidowało z Twoją nauką w szkole podstawowej czy gimnazjum? Miałeś przez to jakieś problemy?
Szymon: Jakichś szczególnie wielkich problemów raczej nie miałem, ale trzeba przyznać, że szkoła muzyczna pożera ogromną ilość czasu. Przechodzisz praktycznie z jednej szkoły do drugiej, nie ma czasu dla znajomych, poza szkołą nie masz życia. Ciągła nauka, non stop.
Aneta: Jak Twoi koledzy reagowali na Twoje muzyczne zapędy? Gra na tak trudnym instrumencie jest wymagająca, a znajomi w tamtym okresie pewnie byli uszczypliwi?
Szymon: Jak to dzieciaki, byliśmy młodzi. Niektórzy mówili, że gram na „dużych skrzypcach”. Niewiele osób zdaje sobie sprawę z tego, że wiolonczela jest naprawdę ciężka. Gitara stała się taka pospolita, gra na niej mnóstwo osób, a jednak wiolonczela nie ma tak wielu zwolenników. Trzeba mieć bardzo dobrze rozwinięty słuch, żeby na niej grać.
Aneta: Może chciałbyś coś powiedzieć na sam koniec? Słowa zachęty dla ludzi, którzy zastanawiają się nad wyborem instrumentu?
Szymon: Szkoła muzyczna jest warta do pewnego stopnia. Osobiście uważam, że 6 lat stanowczo wystarczy, później szkoła muzyczna może okazać się stratą czasu.
Aneta: Dziękuję bardzo za rozmowę.
Szymon: Dzięki.
Rozmawiała: Aneta Dorda